Befsztyk raz! Czyli popyt na fachowców

Od wielu lat cała moja rodzina zaopatrywała się w produkty żywnościowe w dużych supermarketach, chociaż mięso kupowaliśmy zawsze w sklepach firmowych, a chleb w piekarni produkującej pieczywo na zakwasie.

Jakiś czas temu córka zachęciła nas do jeżdżenia na autentyczny targ pod Warszawę, gdzie dwa razy w tygodniu producenci żywności sprzedają swoje produkty na prymitywnych stoiskach, kusząc cenami i jakością. Jednak nie te ceny i jakość wystawionego towaru, a niezwykle fachowa obsługa spowodowała, że już nigdzie indziej nie kupuję większości produktów żywnościowych.

Zaczęło się za pierwszym razem, gdy chciałem kupić warkocz czosnku od mężczyzny, którego całe stoisko było zapełnione starannie posegregowanym czosnkiem (przypomniały mi się targi w Prowansji, gdzie pierwszy raz widziałem w środku dużych miast, jak producenci rolni wystawiali z dumą swoje wyroby i nikomu to nie przeszkadzało, jako że wszyscy mieszkańcy na tym korzystali).

- Poproszę warkocz czosnku.
- Jakiego czosnku, jeżeli mogę spytać?

Aż mnie wbiło w ziemię.

- Normalnego czosnku, do jedzenia!
- Rozumiem. Ale czy do bezpośredniej konsumpcji od zaraz, czy ma trochę powisieć , czy może takiego, aby wytrzymał aż do wiosny i nie wysychał?

No to zbaraniałem.

A sprzedawca – producent snuł opowieść o rodzajach czosnku, jaki produkuje, o sposobie jego przechowywania, własnościach ... Niekończąca się opowieść.

Kupiłem duży warkocz „na już” i zamówiłem dwa warkocze do konsumpcji przez całą zimę do wiosny (musi być specjalnie przygotowany) do odbioru za 2 tygodnie.

No to poszedłem dalej zgodnie z kartką od żony kupić jabłka. I trafiłem na stoisko producenta jabłek. Tu już nie było tak łatwo. Kilkanaście gatunków, wszystkie piękne, jak malowane tylko które do jedzenia będą najlepsze?

Sprzedający bez cienia irytacji wypytał mnie o moje preferencje, żony i teściowej i odważył 3 torby różnych gatunków.

Mimo wszystko, jako człowiek z miasta byłem zaszokowany niesamowitą wiedzą sprzedających o produktach, jakie oferowali klientom (w międzyczasie usłyszałem wykład o produkcji miodu od człowieka z Mazur, o pieczeniu chleba w piecu chlebowym od babci spod Pabianic, o sekrecie kiszenia ogórków od matki z synem, którzy specjalizują się w produkcji wyłącznie kiszonej kapusty i kwaszonych ogórków, oraz o produkcji malin zrywanych w białych, bawełnianych rękawiczkach aby żaden owoc nie uległ zgnieceniu) i poszedłem do prawdziwego rzeźnika (czy ktoś pamięta co to za zawód).

I tu się zaczęło.

• Fachowcy (1)
  2012-03-07 13:12 środa ~Eleonora | [+] odpowiedz
  Znakomite porównanie, chociaż długo nie mogłam zrozumieć do czego Pan zmierza. Ja też jeżdżę z centrum Gdyni na targ na wieś, aby kupić zawsze u tych samych rolników owoce i warzywa na 2 tygodnie, jak... czytaj dalej »
  Zobacz odpowiedzi (1)