W poprzednim felietonie starałem się wykazać, jak ważną rolę odgrywa profesjonalnie przeprowadzona analiza finansowa dla wydawałoby się bardzo prostego przypadku: młodego, bezdzietnego małżeństwa.
Dzisiaj leciutko skomplikujmy sprawę, ponieważ czasem tak bywa, że w małżeństwie pojawiają się dzieci.
Załóżmy, że ta szczęśliwa rodzina spotyka się z agentem ubezpieczeniowym po kilku latach.
Przypominam, że mieli kredyt na mieszkanie w wysokości 400 000 zł, który systematycznie spłacają, ale w wyniku wzrostu kursu franka szwajcarskiego wysokość zobowiązania nie tylko nie spadła, ale nawet wzrosła do 450 000 zł.
Małżonkowie postanowili, że skoro są dzieci to już trzeba rzeczywiście zadbać o bezpieczeństwo finansowe rodziny. Zapadła decyzja o ubezpieczeniu się na życie, ale – tak jak w poprzednim przykładzie, z ubiegłotygodniowego felietonu – chodziło im tylko o zabezpieczenie kredytu.
Oboje zarabiali dużo i każde z nich poradziłoby sobie z wychowaniem dzieci, gdyby nie konieczność spłaty zobowiązania wobec banku.
Agent wypisuje dwa wnioski na dwie polisy po 450 000 zł każda. Szczęśliwy wypija kawę i maszeruje do banku po prowizję, zadowolony z dobrze spełnionego obowiązku.
To jest scenariusz marzeń.
A czarny scenariusz?
Ginie ojciec rodziny; matka, teraz już wdowa, spłaca kredyt z pieniędzy z polisy na życie męża, przeprowadza sprawę spadkową i ze zdziwieniem dowiaduje się, że w częściach ułamkowych współwłaścicielami mieszkania są jej malutkie dzieci. I że gdyby chciała, nie daj Boże, to mieszkanie sprzedać bądź wynająć, będzie musiała prosić o zgodę Sąd Rodzinny i Opiekuńczy (patrz mój felieton Testament w pakiecie z polisą), ponieważ częścią majątku odziedziczonego przez niepełnoletnie dzieci zawiaduje – do ich pełnoletniości – Sąd.
Z tym obciążeniem można żyć. W sumie to obojętne, czy jesteśmy współwłaścicielami mieszkania wspólnie z małymi dziećmi, zwłaszcza jeżeli nie mamy zamiaru go sprzedawać, czy też nie.
Dzieci dorastają, przymierzają się do wyfrunięcia z domu i tylko brak środków nie pozwala im na usamodzielnienie się.
Dowiadują się jednak od znajomych, że po zmarłym tacie należy im się spadek w wysokości 1/6 wartości mieszkania dla każdego dziecka, czyli po ok. 75 000 zł.
W tym miejscu zaznaczam, że dla uproszczenia w naszym przykładzie w skład spadku wchodzi tylko mieszkanie. W rzeczywistości udział dzieci odnosi się do wszystkich składników majątku pozostawionego przez ich ojca.